środa, 21 sierpnia 2013

12.

Wena.

Się pewnie zastanawiacie, co ja taka aktywna teraz. Pod warunkiem, że ktokolwiek to czyta. To może się wtedy zastanawia. No to jak, czyta ktoś? Hę?
Jedźmy, nikt nie woła...*

Wena, ta cholera niemyta, mnie tłucze. Myję gary (czego robić nie cierpię) a ta pomysły podsuwa, gotuję obiad, sprzątam, piorę a tu sru, pomysły się sypią. Nawet w nocy spokoju nie daje.
Ale już niedługo, obiecuję. Dorwę cholerę i zatłukę, bo tak się żyć nie da!


*A. Mickiewicz "Stepy Akermańskie"

wtorek, 20 sierpnia 2013

11.

Troll.

Nie, nie będzie o postaci mitycznej, baśniowej. O postaci człekopodobnej posiadającej skórę zielonkawą, włosy wszędzie tylko nie na głowie, zęby krzywe, żółte i nadpsute, brodawki tu i ówdzie, i połamane, brudne pazury. O postaci z krzywymi nogami, wydatnym brzuchem, obrzęchanymi szatami i mającej chuch zdolny konia powalić. Nie, o niej nie będzie.
Chociaż jak się głębiej zastanowić, to osobników takich spotykam na ulicy od czasu do czasu. Ki czort? Świat baśni przeniknął do naszej rzeczywistości? To może jak trolle spotykam, to natknę się za rogiem na wróżkę chwilowo bezrobotną, która sama z siebie wyczaruje mi markową i szalenie drogą kiecę od, na ten przykład, D&G lub innego Prady, mercedesa S-classe i zasobne konto?
Za księcia podziękuję, księcia nie, będę miała ochotę, se znajdę. Koń może być, tak, koń tak. I jakby pani wróżka łaskawie machnęła jeszcze swoją różdżką i odjęła mi po parę kilo tu i ówdzie, co?
<rozmarzyłam się>

Nie o tym jednak chciałam pisać. Chcę napisać o zjawisku występującym na niektórych forach internetowych. Przyłazi taki, najczęściej pod jednorazowym nickiem, rozgląda się i wsadza kij. Może być w mrowisko. Kijem jest post, który jest anty, wbrew i w ogóle fu. A mróweczki zlatują się i dalejże ten kij kąsać. Najlepiej to wygląda na forach babskich, gdzie to paniusie ą ę, bułkę przez bibułkę i wybitne specjalistki w wąskich dziedzinach. Najpierw przyleci kilka i wyleje na autora tonę jadu zdolnego płytę betonową przepalić, pomimo, że na pierwszy rzut oka widać, że tekst trollingiem trąci. Ale co tam, można sobie poużywać. Potem przylatuje jedna z drugą jaśnieoświecona i, ponieważ ktoś mógłby nie zauważyć, że ona taka yntelygentna i wogle, radośnie oznajmia "to troll  jest!". Potem przylatują jeszcze mrówki zadymiarze, kąsające wszystkich w około i pamiętające wszystkim wszystko do dziesiątego pokolenia wstecz. Kąśnie taka tu, kąśnie tam i na koniec robi się wrzask, tumult, wściekłe kłębowisko rąk, nóg, tudzież otwartych paszczy z którego wylatują wydarte z łbów, misternie dzisiaj układane przez miszczów fryzjerstwa, kłaki.
A troll, poza napisaniem pierwszego posta, się nie udziela. Stoi z boku i patrzy jak te "specjalistki", tak jak zwykłe wiejskie baby, biorą się za łby i się cieszy. Postronni czytający też  <szczerzy zęby>

Rada? Trywialna - nie karmić trolla, nie odpisywać na jego głupawe posty. I_g_n_o_r_o_w_a_ć.
 Się znudzi i pójdzie se w cholerę.




poniedziałek, 19 sierpnia 2013

10.

Wynalazki.

Na całej naszej ukochanej ziemi co chwile ktoś coś wynajduje. Nowe urządzenie wynajduje, nowe związki chemiczne, nowe tematy wynajduje, kobiety to głównie problemy sobie wynajdują, a moja teściowa robotę sobie wynajduje biedna kobieta. Mogłaby sobie poleżeć w ciszy, książkę poczytać albo podumać o sensie życia, wielkości wszechświata ale nieee... lepi milion dwieście pięćdziesiąty pieróg z kaszą gryczaną albo myje po raz setny w tym tygodniu okno "bo wiesz o tu mi muszka nafajdała a w tamtym kąciku somsiad mi skapnął wodą jak podlewał kwiatki, ten taki i owaki" . A potem wyrzeka, że zarobiona.
"Ale mamo, po co to robisz, przecież tego nie widać."
"Mnie to przeszkadza!"
O dziwo brudne podłogi jej nie przeszkadzają... Niezbadane są meandry umysłu mojej teściowej.

Ale ja nie o mojej teściowej i jej zakamarkach miałam pisać, tylko o wynalazkach. Wynalazkach, które mnie - kobiecie pracującej, matce i czasami żonie, życie by bardzo ułatwiły.
Taki teleporter na ten przykład. Wstajesz rano, myjesz się, ubierasz, jakiś make up i pyk, już jesteś w pracy. W pracy , dajmy na to, chwilowa nuda, upał, mucha sennie bzyka - pyk i jesteś w górach nad chłodną rzeką albo na Hawajach czy innych Seszelach. Dzwoni telefon i szef pyta "gdzie do cholery jesteś" a ty pyk i z powrotem w biurze ( tylko trzeba pamiętać o wdzianiu czegoś na siebie, bo tak głupio trochę w bikini przed bosem paradować) "no jak to gdzie, szefie, w ubikacji byłam, eee... okres mam". W tym momencie szef, jak każdy rasowy facet, zaczyna się wycofywać rakiem, bo wiadomo, kobieta w czasie menstruacji niebezpieczna jest. I dobrze. Szefowa zaś nic nie mówi, bo zna ten ból z autopsji.
Idźmy dalej. Dziecina twa ukochana lub twój mąż, lub oboje na raz zaczynają marudzić, żądać i wymagać. A niech se, ty robisz pyk i już jesteś u koleżanki na kawusi albo w kinie na fajnym filmie. Eeech, rozmarzyłam się...

Drugi epokowy wynalazek to pilot do dzieci. Rozdziera takie japę nie wiadomo o co a ty wciskasz mute i masz tylko wizję, fonii brak. Przychodzi ci o coś marudzić albo się z tobą wykłócać, ty zmieniasz kanał i nagle samo z siebie idzie odrabiać lekcje lub bawić się klocuszkami. Wieczorem nie chce iść spać pomimo próśb i gróźb i wykazuje nadprzyrodzoną nadaktywność, pojawiając się w pięciu miejscach na raz i wrzeszcząc, a ty padasz na pysk ze zmęczenia - wciskasz power i dziecina, gdzie stoi tam pada zmożona snem. Można by też było regulować głośność wydawanych przez pociechę dźwięków. Co, nie fajny wynalazek?
Jak tak dłużej pomyślę, to taki pilot przydałby się do teściowej i do męża. W przypadku męża powinien mieć jeszcze jeden dodatkowy przycisk - autopilot, żeby, kiedy się upodli, sam zawlókł się do swojego łóżka.
W przypadku teściowej pilot powinien posiadać przycisk "odrzuć" coby sama się wyrzuciła z naszego domu...

Trzeci wynalazek to wyciszacz. Drze się jeden z drugim po nocy, głośno słucha "muzyki" albo uprawia polaków nocne rozmowy tuż pod twoim otwartym oknem - przyciskasz guziczek i nastaje błoga cisza...

Drogi wynalazco, jeżeli jakimś przypadkiem przeczytasz niniejszy tekst, zacznij, proszę, pracować nad podanymi tutaj pomysłami. Miliony kobiet będą ci dozgonnie wdzięczne, miliony...




niedziela, 18 sierpnia 2013

9.

Boląca dusza.

Sobotnia noc. Osiedle bloków z wielkiej płyty, ale równie dobrze może być wioska albo skupisko domków jednorodzinnych. I właściwie to już niedziela, bo trzecia rano. Wszyscy śpią, przez otwarte okna wlewa się  cykanie świerszczy i daleki poszum przejeżdżających od czasu do czasu samochodów. Ciiisza...
I nagle pod oknami wybucha ryk z siłą petardy.
- Ludzieee, luuudzieee, szemu fy jeszsze nie śpicie???!
i po chwili to samo:
- Luuudzie, no szemu fy jeszsze nie śśśpicie?!
I tak kilkukrotnie aż ktoś wreszcie wyszedł na balkon i tu rozpoczął sie dialog:
- Już nie śpimy a nie jeszcze.
-Sooo?
- Już nie śpimy.
- A dlaszego jusz?
- Bo się drzesz, co tak ryczysz po nocy człowieku?!!!
- Bo mie dusza boli...
*
No pacz pani, dusza go boli. I na tę zbolałą duszę przyłożył sobie okład z hektolitrów piwa bądź innej wódki. Dusza jednak nie chciała się omamić i dała o sobie znać, nie zważając, że zakłóca nocny spoczynek innym. Ujawniła się pomimo, że może ktoś własnie przed chwilą utulił wreszcie marudzące przez całą noc dziecko i sterany przyłożył głowę do poduszki, albo właśnie zasnął bo jest chory, coś go boli, ma zmartwienie i spać nie może... Albo ktoś już za godzinę wstaje do pracy... Ale co tam, jego duuusza boli i musi dać temu wyraz. Musi, bo się udusi.
*
- Te, zbolały!
- No???
- To nie dusza cię boli, tylko pęcherz cię ciśnie! 
- Aaaa... ooo... no to dzięki...

Koniec.




sobota, 17 sierpnia 2013

8.

Kosmetyk.

Pytam się ja ostatnio koleżanki:
- Olka powiedz mi no czy ten ... (krem, balsam, olejek - niepotrzebne skreślić) to dobry jest?
- Nooo wieeesz  dooobry, ale bez rewelacji, no dupy nie urywa...

No jaciesz pierniczę, to produkują kosmetyki które urywają dupę??? Smarujesz twarz, powiedzmy wieczorem i sssru, nie masz tyłka??? No i jak tu się teraz położyć spać bez swych antypodów, przecież łóżko w kręgosłup będzie uwierało!
Albo przed pójściem do pracy, nie daj Boże, wysmarujesz się takim specyfikiem i tyłek ci odleci. I co teraz? Do roboty iść musisz, bo szef za kolejne spóźnienie cię wywali, a tu dupy nie ma. Spódnica zlatuje i pląta się w okolicy kostek, skutecznie utrudniając ruchy, spodnie nie leżą a ludzie na ulicy dziwnie się patrzą. Kobiety mściwie szepczą " O, patrz, ta bez tyłka idzie, chciała się upiększyć zdzira jedna, a dla kogo chciała, a skąd ona ma na to pieniądze, przecież jej mąż..." i tu następuje dalsza część dociekań która miła nie jest, ooo nie.
A jak ten tyłek urywa z opóźnieniem, powiedzmy jak kosmetyk się wchłonie? Stoisz w sklepie w kolejce do kasy i nagle chlap! Dupa na ziemi leży. Ojacie, ale wstyyyd!
Albo podczas mszy w kościele słyszysz mlask i szepczesz do lubego "Kochanie , wepchnij no mój tyłek jakoś dyskretnie pod ławkę, bo właśnie mi odpadł"...
A duża ilość odpadających dup na widowni podczas spektaklu w teatrze może spowodować traumę u aktorów...

Nie, nie, nie, nie. Nie! Ja się nie zgadzam, ja swoją dupę kocham!
Mam wprawdzie do niej nieco krytyczny stosunek, że niby trochę jakby duża jest i taka bardziej rozłożysta, a mogłaby być mniej, że w oczy się rzuca zamiast skromnie tkwić na swoim miejscu, że próbuje żyć własnym życiem niezależnie ode mnie i takie tam. Jak to w rodzinie. Kto się czubi ten się lubi.
I dlatego nie wyrażam zgody na żadne urywanie!
Nie!


PS.
Dziękuję mojej forumowej koleżance Olince za mimowolną inspirację niniejszego posta :)

piątek, 16 sierpnia 2013

7.

Koci głód.

Koci głód to pasożyt podstępny i uciążliwy. Daje zwykle o sobie znać około 4 nad ranem. Nosiciel robi się niespokojny, zaczyna pomiaukiwać nerwowo, skakać po, śpiącym snem sprawiedliwego, człowieku pracującym (zwanym w dalszym ciągu tekstu karmicielem), a jeśli to nie pomaga, strąci jedną czy dwie doniczki z parapetu i już karmiciel jest na równych nogach. Czasami karmiciel usiłuje być przebiegły i zamknie wieczorem drzwi do sypialni. He he i jeszcze raz he. Nosiciel przyłazi pod zamknięte odrzwia i drze ryjka, waląc łapami, skacząc na klamkę i obdzierając pazurami lakier. Karmiciel może przetrwać ten atak jeśli nie zależy mu na drzwiach, ale ponieważ wymienił je parę tygodni  temu (z powodu kocich śladów) i stracił na to trochę kasy, więc wiedziony troską o swoja własność i zawartość portfela, wstaje. Koci głód każe wtedy nosicielowi wić się, łasic i przytulać do nóg karmiciela wydając przy tym różne dziwne dźwięki mające symbolizować zadowolenie, miłość i wdzięczność. Jeżeli po drodze zaspany karmiciel nie zabije się o wijące się ciało nosiciela - swoją drogą to dziwne, jeżeli kot chce jeść, to wykazuje taką hiper nad aktywność, że z jednego osobnika robi się dwadzieścia i to wszystko pod twoimi nogami - no więc jeśli się nie zabije, to po przekotłowaniu się w korytarzu zbierze swoje jedynki z podłogi i dotrze do kuchni. Tam zastaje puste miski które był napełnił - z górką! - późnym wieczorem, kiedy kocina spała słodko zwinięta w precel na fotelu, po to by gadzielcowi zostawić żarcie na rano. Ale jak już powiedziałam, koci głód to pasożyt podstępny i wyrachowany. Każe swojemu nosicielowi zeżreć o północy wszystko co do okruszka, po czym rano już wiecie co. Możesz próbować go przechytrzyć i nasypać taką górę jedzenia, że dziesięć kotów by tego nie zjadło - wszystko na nic. Żarcie znika, dematerializuje, rozpływa się w magiczny sposób, a nosiciel i tak o 4 rano jest głooodny.

Dobra, karmiciel na wpół śpiący daje nosicielowi żreć, po czym wlecze się w stronę łóżka. Jeżeli myślał, że spokojnie zaśnie, to się mylił. Przecież każdą ale to każdą chrupkę trzeba przegryźć. Co z tego, że w ciągu dnia kot łyka je w całości, teraz musi je gryźć. Brzmi to jakby ktoś łupał orzechy. Kokosowe.

Nie chcę nikogo martwic, ale co weszło w kota to i musi wyjść w tej czy innej postaci. Nio. Karmiciel usiłuje zasnąć po całej serii chrupnięć i ciamknięć, ale nic z tego. Teraz nadeszła pora na kuwetowanie.
Najpierw kot wygrzebuje dół na urobek. Grzebie, i grzebie, i grzebie,i grzebie, ma się wrażenie, że chce dokopać się do wnętrza ziemi. A każde grzebnięcie rozlega się w uśpionym domu echem jakby ktoś przerzucał taczki pełne cegieł i wwierca się w umęczony bezsenny mózg karmiciela. Potem następuje chwila przerwy wiecie na co, po czym zaczyna się zagrzebywanie. I apiać to samo.

Kiedy już karmiciel zaśnie przy dźwiękach tłukącego się po mieszkaniu kota rozlega się dzwonek budzika. Finito.

Puenta
Nie ma puenty. Wielokrotnie masz ochotę udusić futrzaka albo wywalić go przez okno. Ale. Kochasz go, no i kurczę, wystarczy, że otrze się o ciebie słodko mrucząc - wszystko przechodzi.

PS
Jeżeli myślisz, że twój kot jest wolny od infekcji jesteś w błędzie. Każdy, absolutnie każdy kot jest tym zarażony i prędzej czy później choroba się ujawni. One to wysysają z mlekiem matki...

Łeheheheheheee sssasasasasa (diabelski chichot)



środa, 14 sierpnia 2013

6.

Na wyjeździe skoczyliśmy skąpać się na termy w B. Super pogoda, część basenów na zewnątrz, park rozrywki dla dzieciorów z sikawkami gdzie od razu wciągnęło młodą na godzinę (był spokój ), leżaki rozłożone nad basenem - no cud miód i orzeszki. 
Po wychynięciu z basenu ułożyłam się na leżaczku celem strzaskania na heban i zrelaksowania się (pomimo wrzasku setki dzieci - nie moje, więc mi to lotto :P). Po chwili zaczęłam się z nudów przyglądać tłumowi taplającemu się w wodzie. I zauważyłam nowy trend chyba. Większość dzieci w przedziale wiekowym 1 - 3 lat miało ubrane na siebie tylko majtusie kąpielowe, zero pampersa... widziałam nawet tatuśka z niemowlem radośnie machającym gołym pyrtusiem w wodzie (niemowlę, nie tatuś), no bo co się dziecię będzie męczyło w pampersie...I zastanawiałam się, czy te mamunie i tatuniowie są tak pewni zwieraczy swoich pociech, czy im to po prosu zwisa, że dzieciory leją a czasem nawet kupkają do basenu... 
Odpowiedź na moje dywagacje wkrótce nadejszła, kiedy jedna z mamusiek wyciągnęła swojego na oko 2 letniego syńcia z wody i postawiwszy go na kratce odpływowej biegnącej wzdłuż basenu odlała go ze stoickim spokojem. Na moją uwagę, że ta woda wraca przecież do basenu a obiekt jest wyposażony w wystarczającą ilość toalet z ogromną asertywnością odpowiedziała, że ta woda jest i tak filtrowana, a mocz dziecia jest jałowy... tja... Nie puściłam pawia, ale do końca już pływałam w strefie cichej, bo tam dzieci jak na lekarstwo i były dużo starsze. 
Nie mówiąc już o tym, że wszystkie krzaczki na obiekcie były wielokrotnie obsikane... a tu susza, upał, więc zapaszek taki ten tego... W imię przysłowia - kto ma pszczoły ten ma miód, kto ma dzieci ten ma smród. 
No i się zastanawiam, czy to jest nowa tendencja wśród narodu takie wdupiewszystkomanie, taka ślepota, że poza końcem swojego nosa nic nie widać czy tylko ja trafiłam na specyficznych ludzi.