piątek, 29 czerwca 2012

5.

Wzdychacze.
Znacie ich. Znacie. I nie, nie są to postacie romantyczne z natury, absolutnie. Wzdychacze występują pojedynczo lub parami. Stado wzdychaczy, aczkolwiek zjawisko rzadkie w przyrodzie, jest już totalną katastrofą.

Wzdychacz jest najczęściej w późnym wieku balzakowskim, płci mieszanej. Charakterystyczną jego cechą jest ostentacyjne i głośne, pełne boleści wzdychanie, wznoszenie oczu ku niebu w geście potępienia, psykanie i mamrotanie obelg pod nosem. Para wzdychaczy dodatkowo wymienia półgłosem między sobą uwagi w kierunku. Stado wzdychaczy... Eee, lepiej nie mówić <oblicze pełne smutku>

Wzdychacz poluje na matki dziecią. Przychodzi ona, bidula umęczona, z potomstwem do kina, teatru,sali koncertowej ywentualnie kościoła w celu odchamienia, uduchowienia bądź rozerwania diablątek. Potomstwo ma dynamit w portkach i nie jest w stanie usiedzieć pięciu minut spokojnie, w dodatku jeśli jest go więcej niż sztuk jeden to się leją i wrzeszczą. Matka znając możliwości tychże wybiera pusty, oddalony i zaciemniony kącik mało atrakcyjny dla pozostałych. Siada, oddycha z ulgą. Próbuje nawet zapaść w krótką drzemkę. I wtedy wkracza On. Wzdychacz znaczy. Staje, toczy ponurym wzrokiem, po sali i jednocześnie wciąga w rozdęte nozdrza powietrze i... już ją dostrzegł, już ją namierzył, pomimo tego, że się skuliła by być niewidoczną. Zmierza tryumfalnie w stronę ofiary i siada. Za nią, przed nią lub obok. Jakby nigdzie indziej miejsca nie było. I po chwili słychać jak ze świstem wciąga powietrze do płuc by je wypuścić z pełnym potępienia jękiem. Nie muszę mówić, że w takim towarzystwie matka ma kompletnie zrypany czas i wychodzi bardziej zestresowana niż przyszła. A wzdychacz kwitnie. No i dobrze, co się będzie rozpłodnica jedna po miejscach publicznych z owocami swych chuci włóczyła, niech siedzi w domu i wyciera gile!





czwartek, 28 czerwca 2012

4.

Matki dzieciom to mają przesr...ne po całości.
Urodziłaś dziecko i nagle okazuje się, że wszyscy wiedzą lepiej, wszyscy tylko nie ty sama. Zaczyna teściowa, która dramatycznym głosem pyta "a dlaczego ono płacze" albo "dlaczego ono nie płacze" i " jesteś pewna, że ono się najada, na pewno masz za chude mleko, daj mu butelkę". Kiedy ulegniesz, albo nie masz innego wyjścia i karmisz butelką pyta "dlaczego karmisz butelką, to niezdrowe, przecież wiesz, że mleko matki najlepsze?". I moje ulubione " dajesz mu (on to ojciec twego potomstwa) kąpać,przewijać, karmić,nosić dzidzię, przecież ją upuści?!". Do chóru dołącza twoja własna matka, która na twoje nieśmiałe miauknięcie żeś przemęczona, niewyspana, masz doła, stwierdza autorytatywnie "dziecko ma być kochane i jest najważniejsze" po czym dodaje " Tyyy jesteś zmęczona? Tyyy? Jaaa to dopiero miałam sajgon. Ty w tym wieku..." i tu następuje długa lista tego co robiłaś i czego nie robiłaś i jaki ogólnie z ciebie był bachor.

Kiedy uda ci się zrolować biust i upchnąć w staniku (którego jedna miseczka śmiało mogłaby robić za beret albo torbę na młode ziemniaki), oraz brzuszysko pociążowe wepchnąć w majty wyszczuplające czując satysfakcję, że po drodze nie zgubisz wypadającej macicy po sn, kiedy założysz ciemne bryle zasłaniające pół facjaty maskując wory z niewyspania pod oczami i z grubsza zaczniesz przypominać coś na kształt kobiety, decydujesz się wyjść z dzieciorem na spacer. No. Zaraz pojawia się grono starszych pań gugających nad wózkiem i pytających dlaczego, ach dlaczego dziecię nie ma czapki i czy chcesz je przyprawić o nagłą śmierć z wyziębienia, zapalenia ucha ewentualnie z zapalenia płuc?! Jeżeli zaś dziecię ma czapkę, nawet cieniusieńką, to zawsze przypałęta się nawiedzona mamunia z misjom i da ci półgodzinny wykład na temat przegrzewania dzieci. Na koniec, jak diabeł z pudełka wyskakuje teściowa, mama, ciocia (niepotrzebne skreślić) i przy trzydziestostopniowym upale gwałtownie zacznie otulać niemowlę polarowym kocykiem po uszy, tak, że dziecię ledwo zipie, bo "przecież mu zimno!" Albo zaczyna gdakać, że jest "tylko" +15 i co to za matka która w taki mróz spaceruje z niunią, przecież niunia zamarznie!


Latka lecą i dziecię rośnie w siłę. Głównie głosu. Jeżeli pomyślałaś, że teraz to już z górki to jesteś w błędzie. Bowiem każdy uważa, że matka z kilkulatkiem uwieszonym u jej ramienia to dobro wspólne, a  ponieważ wspólne, to se może komentować metody wychowawcze lub ich brak do woli i bez ograniczeń. Kiedy np. mały gadzielec urządza scenę  z rykiem i wiciem się na podłodze, bo odmówiłaś mu kupna kolejnego szajsowategodoniczegoniepotrzebnegokolorowegochińskiegobadziewia ( bo szkoda pieniędzy, bo ma już podobne, bo dom nie jest z gumy a zabawki zaczną się niedługo wysypywać przez komin) , zawsze ale to zawsze zbierze się tłumek który składa się z:


kilku bezdzietnych przyglądających się scenie z mieszaniną przerażenia i obrzydzenia,
- kilku mateczek idealnych które obserwują cie z uśmieszkiem politowania na wytapetowanych mordkach bo ich dzieciaczek to nie, nigdy i wogle.
- dobrej babuni "a cio to, źła mamusia nie kcie kupić ci takiej śliczniusiej ziabawki?"
- babci zwolenniczki bezstresowego wychowania "no niech pani nie daje tak płakać dziecku, jeszcze mu się krzywda stanie, proszę mu kupić tę zabawkę. No co za baba, dzieciak płacze a ta nie reaguje."
- dziadka zwolennika radykalnych metod " że też taka urodzi dziecko i wychować go nie potrafi. No co za rozwydrzony bachor, drze się, przeszkadza, a ta stoi i nie reaguje. Ja to bym mu..."

A "ta" stoi i nie reaguje bo:

a) nerwy ma napięte jak postronki i jak się ruszy to istnieje obawa, że zabije kogoś z tłumku albo,i również wijącego się i ryczącego gadzielca.
b) wzięcie za szmaty wijącego się i ryczącego gadzielca i wyprowadzenie go ze sklepu jest niewykonalne, bo zawsze znajdzie się w tłumku "poprawna politycznie" i zjedzie cię jak burą sukę za maltretowanie dziecka.
c) rykniecie na wijącego itd itp żeby wyprowadzić go z histerii jest niemożliwe, bo - patrz wyżej.
d) o czwartej możliwości, czyli zaaplikowaniu krótkiego leczniczego klapsa należy zapomnieć jeżeli nie chcesz wylądować za kratkami. Chociaż w tym momencie wizja widzeń z dzieciorem raz w tygodniu jest wielce kusząca - nie, nie idź tą drogą!
Ściana.

Panuje również powszechne mniemanie, że dobra matka przemawia do swej pociechy (sic!) tylko i wyłącznie głosem łagodnym, spokojnym i słodziuchnym jako ten mniód. Podniesienie tegoż o jeden ton, a nie daj  Boże, rykniecie na dziecinę upartą jak stado mułów w kapuście czyni z tejże matki patologię.

No. Jednym słowem - przesr...ne.



środa, 27 czerwca 2012

3.

Padam na pysk ze zmęczenia, późno, przyzwoici ludzie i moja teściowa już dawno śpią, zamykam więc lapka, idę umyc zęby, siusiu i do wyrka. Nakrywam się kołdrą, zamykam oczęta i... słyszę - tup,tup, tup po panelach, tup, tup, tup coraz bliżej. Staje w drzwiach, niucha. Tup, tup, hyyyc na łóżko. Idzie. Depcze moja nogę, depcze moją śledzionę, rozgniata moją lewą pierś, jest przy twarzy. Wącha. Bo może nie żyję i czas mnie lekko nadgryźć. Udaję, że lekko pochrapuję, więc niepocieszony cofa się. Rozgniata moją prawą pierś, rozdeptuje wątrobę i zaczyna się mścić na mojej drugiej nodze. Ugniata łapkami - prawa, lewa, prawa, lewa jakby to był kawał ciasta, mrucząc przy tym zajadle. Teraz czas na udeptanie sobie gniazdka, więc trzeba zrobić kilka obrotów w te i we wte oczywiście depcząc moją łydkę. Ryp, kładzie się. Pora na toaletę. Z chrzęstem liże futro od czasu do czasu wygryzaniem układając włosie, wierci się, wstaje, okręca, kładzie, znowu się liże i tak kilka razy. Wreszcie kończy. Wyłącza mruczenie. Kocur śpi. Ja nie. I tak cholera co noc.



2.

Rower.
Potomka uczy się jeździć na dwóch kółkach.
Wygląda to tak: próbuje, odpycha się nogami, przez chwile jest dobrze, po czym wychodzi z niej Gadzina, strzela focha, rzuca rower i odchodzi obrażona. Po chwili wraca, siada, przez chwilę jest dobrze i znowu foch. I tak w koło Macieju.
Boże daj mi cierpliwość, Boże daj mi cierpliwość, bożedajmicierpliwość...


1.

Kiedyś dawno temu nieopatrznie zapowiedziałam Idealnemu "zobaczysz jaka ze mnie będzie rycząca czterdziestka". No i jestem. Rycząca. Głównie na własne dziecię zwane Potomką lub Gadziną. Czasami na Idealnego. Na Kocura nie ryczę, tylko rzucam kapciem.  

   Potomka vel Gadzina - wersja zależna od nastroju bądź zachowania tejże - ma sędziwy wiek lat 5 i 1/2 i cierpi na głuchotę wybiórczą. Przypadłość ta objawia się tym, że kompletnie nie słyszy takich wyrażeń jak "posprzątaj swoje zabawki""chodź do domu" "umyj się" czy "kładź się spać" natomiast z pięciu kilometrów usłyszy wyszeptane "Gadzina, lody". Poza tym jest uparta, rozgadana - gada nawet przez sen - i nie umie usiedzieć na tyłku przez pięć  minut. Czyli norma.

   Idealny jest idealny w swoim mniemaniu. Tylko swoim. Wszystko co robi jest idealne i jego życiowym powołaniem jest nauczenie mnie żetosięrobitylkowtenjedynysposób. He, he i że się wyrażę jeszcze raz he. Ale co mu będę rozwiewała złudzenia, niech się chłopina bawi :P

   Kocur to koncertowy mieszaniec śmietnikowy szumnie zwany rasą europejską. Jest wybredny i wyrachowany oraz uważa się za mojego właściciela. I tu się myli, bo to ja go posiadam. A może ja się mylę?

    A ja? Ja przekroczyłam magiczną cyfrę 40 i powoli staję się dla męskiej części społeczeństwa  niewidzialna. Za to słyszalna, czasami aż za dobrze. Jak mawiał Alex z "Madagaskaru" - Ryyyyyyyczę!